Ruszam do Budapesztu w kierunku wschodzącego słońca.
Bardzo lubię posezonowy spokój nad Balatonem, a zwłaszcza cudowne babie lato, które w tym roku przeciągnęło się aż do listopada. Ale czasem brakuje już wielkomiejskiego gwaru. Znowu będzie piękny dzień, słońce pojawia się nad Balatonem tworząc złoty most.
Révfülöp, Zánka, Balatonfüred…
Budapeszt, Kraków, Warszawa a potem dalej i dalej. Horyzont rozszerza się z każdym krokiem.
Świat się zbliża na wyciągnięcie ręki, mogę być w każdym miejscu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tam gdzie znajduje się ktoś bliski, córka, siostra, brat, przyjaciel, znajomy… Zauroczyło mnie to! Mieć cały świat do dyspozycji, to nieograniczone możliwości! To jest piękne i fascynujące. Jakby świat się skurczył i unosił się przede mną wibrując, jakbym oglądała go z kosmosu. Wyciągnę ręce i zamknę go w dłoniach!
Czyżbym przysnęła w autobusie? To już Budapeszt?
Może to było tylko marzenie senne, ale wiem, czuję, że rzeczywistość jest równie fantastyczna! Żyję tym na co dzień!
Witaj świecie!